W maju rozpoczyna się sezon korrid. Te kontrowersyjne (bo w końcu zabawa sprowadza się do zabijania bezbronnych byków), ale niezwykle barwne i emocjonujące widowiska są tak mocno osadzone w hiszpańskiej tradycji, że nawet władze Unii Europejskiej nie ośmielają się ich zakazać czy ograniczyć, a torreadorzy nadal są uznawani za bohaterów narodowych. Dawniej korridy odbywały się na Plaża Mayor – głównym placu Madrytu. Król Filip II wpadł na pomysł, by wszystkie budynki otaczające go miały balkony, z których można by oglądać wszelkie przedstawienia, począwszy od premier sztuk Lopego de Vegi, a na koronacjach i egzekucjach skończywszy. Nieco na zachód od Plaża Mayor wznosi się gigantyczny Pałac Królewski (El Palacio Real). Więcej tu komnat niż w jakimkolwiek innym pałacu (i biblioteka mieszcząca jedną z najbogatszych kolekcji książek, rękopisów i map), a kuchnia jest tak bardzo oddalona od jadalni, że podobno potrawy docierały na stół chłodne. Może właśnie dlatego rodzina królewska postanowiła ostatecznie zamieszkać w skromniejszej rezydencji. Innym ważnym w historii miasta miejscem jest Plaża de Oriente, na którym gromadziły się tłumy, by słuchać przemawiającego generała Franco. Nawet teraz w rocznicę jego śmierci spotykają się tu zwolennicy zmarłego dyktatora. Zapada zmierzch, ale miasto nie cichnie. Przeciwnie. Większość kawiarń i klubów dopiero otwiera swe podwoje. Ulicą ciągnie tłum rozbawionych i rozkrzyczanych ludzi – może właśnie skończyła się korrida, a może to ukochany klub piłkarski Madri-lenos – Real – znowu wygrał mecz na sławnym stadionie Santiago Bernabeu. Pretekst do zabawy zawsze się znajdzie. Zwłaszcza w Madrycie.